Archiwum 11 sierpnia 2009


sie 11 2009 Fiacik to jednak maszyna
Komentarze: 0

Pamiętam jak pojechałem swoim samochodzikiem Fiat 126p /650/ do Niemiec na winobranie. zaprosili mnie tam znajomi. Miałem pełno "rozrywki" z tym moim samochodzikiem. Komuś z tira nie podobało się że takim autkiem poruszam się po autostradzie , bo jadac z przeciwka zaczął trąbić na mnie jakby chciał powiedzieć: gdzie się pchasz tym maleństwem na trasę szybkiego ruchu. Ale zignorowałem to by po chwili przeżyć wielką radość jak zobaczyłem jadącego z przeciwka maluszka na częstochowskiej rejestracji. Prawie oboje nie wyskoczyliśmy ze swoich autek tak się serdecznie pozdrawialiśmy. Wcześniej po enerdowskiej stronie w okolicach Plauen na autostradzie jadąc za "dużym fiatem" i Mitchubisi rozpędzałem się z górki i podjeżdzałem pod nastepną razem z nimi , tak aby nie opóźniać czas podróży. Tak to pozostałym kompanom tej naszej eskapady wyjaśniłem później. Mój nowy wtedy Fiat 126p zaczął mi pokazywać swoje fochy / jak się później okazało nie jedyny raz i to zawsze za granicą kraju/ , a mianowicie padła mi prądnica i końcówką podróży pokonywałem już bez ładowania akumulatora. Po pobycie w Niemczech wracałem niestety na akumulatorach / jak dobrze że nie było obowiązku jazdy z zapalonymi światłami / . Trasę około 600 km pokonałem na dwóch marnych akumulatorach , a w końcówce na naszej jeszcze trzepaczkowej autostradzie pomógł mi w jeździe świecący Księżyc i jaikimś cudem dojechałem do Wrocławia. Niestety w niemczech były fiaciki , ale wszystkie wyposażone w alternatory i nie było możliwości zamiany prądnicy na alternator.

walterek : :